Życie po porodzie …warto pomyśleć o sobie!

Tyle się mówi o cudzie narodzi i jak się do tego przygotować, jak zająć się maleństwem a omija się mocno temat  połogu. Dlaczego ? Bo to nie łatwy temat, temat który nie jednej z nas przyniósł wiele bólu ale nie takiego fizycznego a psychicznego. Okazuje się że czas po porodzie – czas połogu dla kobiety to nie zawsze sielanka i wpatrywanie się w pachnącego małego człowieczka a zmaganie się z najprostszymi codziennymi zadaniami. Wtedy ten najmniejszy problem osiąga niewyobrażalną wagę i znaczenie. Wysypka maluszka, obszczypana pupa, brak mokrych chusteczek pod ręką, plama na piżamie, pasta do zębów nie odłożona na miejsce staje się ogniskiem zapalnym. Czy do tego da się przygotować czy można tego uniknąć ? Burza hormonów która ma miejsce w naszym organizmie zaraz po porodzie jest niewyobrażalna, a przygotować się na to mogą chyba tylko nasi bliscy których wsparcie i oparcie w tym ciężkim czasie dla nas kobietki jest najważniejsze. 
Mój problem nie zaczął się tuż po porodzie, wtedy to była chwila dla nas, przytulanie się i karmienie, przewijanie i wpatrywanie się w kolejny cud naszego życia. Schody zaczęły się tydzień później kiedy moje dzieciątko zaczęło się buntować z jedzeniem z piersi. Ten problem mnie tak przytłoczył że nie było dla mnie nic ważniejszego jak  nakarmić dziecko z piersi za wszelką cenę. Ona płakała ja płakałam, ciągłe wizyty Pani od laktacji, pokarmu tyle że wykarmiłam bym pół osiedla a Iga postanowiła być dzieckiem co piersi nie tyka!
Tak niewyobrażalnie pragnęłam ją karmić piersią bo pierwsze dałam rade to czemu drugie nie , że teraz powinno być łatwiej a jest trudniej, co ja robię nie tak, mogłam nie spać nie jeść a ciągle próbować przystawiać ją do piersi.  No i zamknęłam się na cały świat i na wszelkie racjonalne rozwiązania jakie mi dawano. Najbardziej pomocny okazał się wtedy mój mąż który pozwolił mi odetchnąć i częściowo przejął obowiązki przy dzieciach łącznie ze wstawaniem w nocy i pomocą przy karmieniu, kiedy ja ściągałam pokarm laktatorem on już karmił malutka abym mogła szybciej położyć się spać i zregenerować siły. Dzięki niemu i pomocy ” babci moich pociech” wynajdywałam odrobinę czasu tylko dla siebie, kąpiel w samotności, pomalowanie paznokci czy wyjście z psem 😛


Nie obeszło się tez bez konsultacji z lekarzem, ale warto ! Spojrzałam na to wszystko z innej strony, uspokoiłam się i postanowiłam zadbać nie tylko o dzieci które są moim całym światem i o męża ale też o siebie. Potrzebowałam zmiany jak nigdy dotąd i wtedy masowo widzieliście na instagramie jak robię porządki w szafach i z zasadą zero waste nie wyrzucałam nic tylko nadawałam rzeczą drugie życie oddając je za drobne kwoty aby ktoś innym mógł się nimi cieszyć a ja zarobiłam dzięki temu przestrzeń na nowe 🙂
Nie powiem, po dogadzałam sobie kupując kilka rzeczy w które się mieszczę i o których marzyłam od dawna . Tak tak po dwóch ciążach mimo że wagę mam prawie jak z przed  ciąż to ciało się zmieniło ( ale na spokojnie, nie mieszczę się głównie w biuście 😛 ). Jako matka dwójki dzieci też chyba spoważniałam i dojrzałam do racjonalnych wydatków. Mieć mniej ale zdecydowanie lepszej jakości stawiając przede wszystkim na polskie marki.

Być kobietą być kobietą !




Oto moja pierwsza modowa miłość i zakup po ciąży . A tak naprawdę już kolejna torebka tej polskiej marki w mojej szafie, dokładnie trzecia. Moja szafa żeby nie skłamać zawiera teraz 6 torebek.  Trzy sztuki z Mandel( pierwsza z przed ponad 3 lat) , jedna od Zofii Chylak, jedna od Shalimov i ostatnia od Zuzi Górskiej- kupiona 10 lat temu i nadal super wygląda (typ worek na wszystko).  Czuję się w tym temacie naprawdę spełniona. Poniżej na zdjęciu najnowszy nabytek. Uwielbiam tą markę za podejście do dzisiejszego świata przepychu i marnotrawstwa. To u nich możecie nabyć w lepszej cenie torebki z recyklingu ! Polecam ! Najfajniejsze w tych torebkach jest wnętrze – czyli  jak u każdej kobiety. Pozwoli ono w końcu mieć porządek w torebce.

 

 

Mandel – Flap Bag Midi Classic Brown vol. 2  https://mandel-store.com/collections/flap-bag/products/flap-bag-midi-classic-brown

Kolejna polska marka jaką mogę z czystym sumieniem polecić na poprawę humoru- jako rozsądny zakup to Hibou. Ostatnio dokupiłam sobie kolejną bluzę w kolorze czarnym. Poprzednia, szara kupiona prawie 2 lata temu jest w stanie idealnym ! ( zdjęcia poniżej). W mojej szafie z tej marki na tą chwile znajdują się dwie bluzy, dwie bluzeczki oraz szorty do spania i wszystko sprawuje się super.

 

Chciałam Wam tu dodać link do tej bluzy ale aktualnie ten model jest u producenta nie dostępny.

Jeszcze jedna marka, którą ostatnio bardzo pokochałam to The Odder Side. Za proste ale też niebanalne projekty i dobrej jakości materiały.  Poniżej sukienka zakupiona wczesną wiosną, która świetnie wyglądała do kozaczków a teraz świetnie prezentuje się też z adidasami czy klapkami. Mam też bluzeczkę z dużym dekoltem na plecach, prezentuje się super ale poprawianie spadających ramion to coś nie dla mnie, wiec przestrzegam nie zawsze coś co fajnie wygląda okazuje się praktyczne zwłaszcza podczas biegania za dzieciakami. PS. W ofercie z nowości mają świetne leginsy.

I może ostatnia marka na dziś którą polecam. Idealne dla mam karmiących piersią ale też na upalne dni na działce czy plaży bo tam też się super sprawdzi.

Kochani po porodzie każda położna pytała się skąd te cuda!  Staniki do karmienia nie muszą być babcine i bez gustu. Te się sprawdzą równie fajnie a fikuśne wzory na pewno poprawią humor i podkreślą niebanalny wygląd 🙂 Moje zakupiłam już w ciąży gdy wszystkie inne mnie uwierały, następnie super sprawdziły się do karmienia a teraz pod letnie bluzeczki.
Te cuda to produkty Australijskiej marki Bimby & Roy  a w Polsce zakupicie je na stronie https://francisandhenry.pl/kategoria/all-mama-1

No i teraz w niejednej osobie odezwie się głos- wydawanie pieniędzy na poprawienie sobie humoru nie jest rozwiązaniem!  Święta racja !  Jednak zrobienie wolnej przestrzeni wokoło siebie i zamiana 30 rzeczy na 3 naprawdę pomaga. Uczucie pozbycia się zbędnych, gracących przestrzeń i tak naprawdę nie lubianych rzeczy oczyszcza tez nasz umysł.
Ja dzięki temu zdobyłam poczucie panowania nad wszystkim i  przyswoiłam myśl, że nie samym macierzyństwem człowiek żyje . Tego mi wtedy brakowało najbardziej.

 

E.

 

 

 

 

Pakujemy się od nowa.

Ten wpis to taka mała aktualizacja zeszłorocznego postu z pakowania torby  który znajdziecie tu.
Tak naprawdę poprzedni wpis to idealnie to co i tym razem zabrałam ze sobą do szpitala i to faktycznie wszystko co mi się przydało. Zmieniły się tylko detale.
Dalej twierdzę, że nie należy brać nadmiaru rzeczy bo nie chodzi o to aby potem między Sor-em a porodówką,  czy miedzy porodówką a oddziałem poruszać się jak wielbłąd obładowany wszystkim tym co zakupiliśmy dla siebie i dziecka w wyprawce.
Tym razem zabrałam mniej ciuszków a więcej pieluszek (otulaczy) takich do wycierania siebie i dziecka od mleka.
Już nie zabierałam leginsów i bodziaków na każdy dzień pobytu w szpitalu  plus piżamek na noc, a  głównie postawiłam na  same piżamki i śpioszki. Jest to porostu wygodniejsze a z czasem człowiek jak widać robi się wygodny i leniwy. Nie chodzi przecież o to aby przebierać nie potrzebnie dziecko kilka razy na dzień, ale aby znaleźć też czas na odpoczynek.

Tak jak poprzednio najważniejszy punkt pakowania torby to według naszego szpitala był rożek i to co w nim ma się znajdować czyli pierwsze ubranko z czapeczką, pieluszka, pampers oraz mokre chusteczki. Taki must have dla położnej aby zaraz po porodzie miała w co ubrać i czym otulić dziecko.
Rożek tak jak poprzednio zakupiliśmy z ZanaByMama- dlatego, że super się sprawdził i Zuzka używa go do dnia dzisiejszego jako maty do zabawy. To inwestycja długoterminowa dodatkowo to piękna część wyprawki.

Rożek Zana by Mama

Jako pierwsze wygodne zarówno dla mnie jak i dziecka ubranko wybrałam kokon z czapeczką od LinenLee wykonany z bawełny organicznej z certyfikatem – bezpieczny materiał na pierwszy kontakt z tkaniną był jednym z głównych kryteriów wyboru.

Kokon z czapeczką LinenLee

Pieluszki – głownie tetrowe z bawełny organicznej oraz z muślinu.
Tutaj wyszła moja nowa miłość do polskich produkcji oraz nowych dla mnie marek zagranicznych  – zdecydowanie za późno je poznałam!
Polskie marki od których zakupiliśmy pieluszki to MalomiKids oraz LinenLee a zagraniczne to KongesSloejd oraz FermLiving.  Super jakość oraz starannie dobrane materiały.

Ubranka jakie zabraliśmy do szpitala to częściowo garderoba po Zuzie. Znalazło się tam kilka polskich marek, które wytrzymały świetnie nie tylko rok ale i wiele prań. To między innymi piżamki od Coodo czy Dear Ecco. Nowości to Wheat i ich  piżamki z wełny merynosów oraz wcześniej wspomniane LineLee i ich kokon z dresówki organicznej oraz z muślinu. Dodatkowo zabrałam tak jak poprzednio smoczki. (Tak jestem zwolenniczką smoczków 🙂 ) Dwa rożne bo nigdy nie wiadomo, który dziecku bardziej przypasuje. Trzy pary skarpetek wełnianych, które zakupiłam w H&M oraz wełniane butki na wypadek gdyby mała okazała się zmarźlakiem.

W kosmetyczka dla malutkiej niezmiennie Zaspa na odparzenia i problemy koło pupy, octenisept do odkażania pępuszka, sól fizjologiczna i gruszka do noska ( malutki teraz nie są odśluzowywane co za tym idzie zalega im to często w nosku i maleństwo gorzej oddycha co za tym idzie gorzej śpi).
Kosmetyczkę , podróżny przewijak ( ten gadżet bardzo nam się sprawdził przy Zuzie bo dużo się przemieszczamy) jak i całą torbę tym razem wybrałam z My Bag’s . Wybór potraktowałam jako inwestycja przyszłościowa – uznałam że to świetna torba zarówno do szpitala jak i wycieczki na weekend za miasto aby spakować dziewczynki.

Kosmetyczka MyBag’s

Podróżny przewijak My Bag’s

Na samym końcu wspomnę o kocyku i otulaczu. Wzięłam jedno i drugie na wypadek jak by malutka ulała na niego i potrzebne byłoby coś na zmianę. Koniec końców użyliśmy tylko kocyka. Kocyk mieliśmy po Zuzie – szary z La Millou a otulacz z Garbo &Friends.

Torba My Bag’s

A tu cała spakowana torba w której idealnie wszystko się pomieściło.

W kolejnym poście pokażę co spakowałam dla siebie i na jakie marki postawiliśmy tym razem.

Pozdrawiam E.

Nowe życie po raz drugi …

Iga Jadwiga przyszła na ten świat 6 lutego 2020 o 2:35.
3630g czystego szczęścia i kopi pierwszej córki Zuzy 🙂

Tym samym zaczął się u nas gorący okres. Nie lada wyzwaniem jest ogarnąć w domu noworodka i 13 miesięczną damę która właśnie nauczyła się chodzić.
Ale jak nie my to kto ?  Przecież to stan przejściowy a później one będą miały siebie a to najważniejsze 🙂 Dużo osób się pyta dlaczego tak szybko zdecydowaliśmy się na drugie dziecko ? A to dalego że o Zuzkę bardzo się staraliśmy, droga żeby była z nami była bardzo długa i kręta, a wszelkie internetowe informacje że łatwiej jest zajść w ciążę jedną po drugiej dała nam nadzieje że nie będzie sama. I to okazało się prawdą szybciej niż ktoś mógł się spodziewać 😛 Ale radość była przeogromna. I oto jest nasza królowa – Iga Jadwiga 🙂

Kokon niemowlęcy Linenlee

Zawieszka do smoczka Kiddystuffshop

Kokon LinenLee

Butki ręcznie robione BLA BLO

Rampers OrganicZoo

Materacyk Snuggle Me Organic

E.

Pakujemy się do szpitala…

Torba dla mamy.
Poradników tego typu znajdziecie w internecie całe mnóstwo. My postanowiliśmy się podzielić z Wami naszym doświadczeniem i tym jak wyglądała nasza torba do szpitala.
Co zabrać aby niczego nam nie zabrakło ? Kiedy się spakować? Tyle pytań i wątpliwości.  Dziesiątki przeczytanych artykułów.
Życie jednak płata figle i zaskakuje nas w najmniej spodziewanym momencie. Z perspektywy czasu dobrze, że podjęłam decyzje o szybszym spakowaniu torby. Nasza Zuzanna postanowiła nam zrobić niespodziankę i pojawić się na świecie w 37 tygodniu ciąży, więc dobre 20 dni przed założonym terminem. Teraz (pomimo tego, że czas znika nam z dnia na dzień coraz szybciej 🙂 ) mogę już napisać co się przydało z wcześniej spakowanych rzeczy a co trzeba było dowieźć do szpitala. Czytaj dalej Pakujemy się do szpitala…

My też podjęliśmy wyzwanie.

Donica na kwiaty Plant Box – FABRYKAFORM.PL , Rama łóżka IKEA, Zagłówek  MADEFORBED,
Stolik nocny 1 :  RAGABA , 2 : TWORCZYKAT, Koc w krate ICEWEAR , Koc szary EVESLEEP,
Poduszki i materac
EVESLEEP 

Nasza praca bardzo często przybiera znamiona tej intensywnej. Choć daleko jej do pracy czysto fizycznej to nierzadko zdarza nam się przekraczać pospolicie przyjęte 8 czy 12 godzin pracy dziennie. Szczególnie w sezonie letnim gdzie sami czasem łapiemy się na tym że przesadzamy :).

Dlatego tak bardzo ucieszyliśmy się na możliwość przetestowania ‚kompleksowego zestawu wspomagania wypoczynku’ w postaci materaca i poduszek EveSleep. Nasze wyzwanie trwa już od dłuższego czasu więc możemy już z pełnym przekonaniem przekazać Wam nasze spostrzeżenia.

Musze przyznać że jako fan raczej twardych posłań byłem sceptycznie nastawiony do nowości od EveSleep – w szczególności dość wysokich poduszek. Jako że jestem osobą, która potrafi się wyspać nawet bez poduszki ich wielkość i puszystość nie napawała mnie optymizmem.

(Donica na kwiaty Plant Box – FABRYKAFORM.PL , Koc ICEWEAR )

To nastawienie zmieniło się już po pierwszej nocy. Materiał z którego wykonane są zarówno materace jak i poduszki idealnie ‚poddaje’ się
i ukształtowuje pod ciało. Dodatkową zaletą jest minimalne przenoszenie ruchów na drugą stronę materaca. To właśnie ten element pozwala drugiej osobie okupującej przeciwną stronę łóżka na spokojny sen pomimo wiercenia się leżącego na drugiej połowie 🙂

Już sam fakt niewybudzania się nawzajem dodaje wiele do jakości snu. Dokładając do tego brak wbijających się sprężyn czy skrzypienia oraz idealne dopasowanie do fizjonomii ciała spowodował że wstawanie wypoczętym nawet po bardzo krótkiej nocy jest możliwe.

Z perspektywy czasu jedynym minusem całego rozwiązania była konieczność kupienia nowego łóżka 😉 poprzednie miało materac ‚wbudowany’ choć i to wyszło na dobre bo nowe jest większe!

B.

Dlaczego surowe jest lepsze.

Niech nie zmyli Was tytuł. Tym razem nie będzie o jedzeniu ani wystroju.
Zgodnie z obietnicą weźmiemy ‚na warsztat’ jedną z podstaw fotografii cyfrowej.

Jak chyba każde z Was wie cyfrowe obrazki czy to na komputerze czy na telefonie komórkowym zazwyczaj oglądamy w formacie JPEG. (jeśli ukryte macie rozszerzenia plików uwierzcie mi na słowo 🙂 ). Jednak tym z Was trochę bardziej zainteresowanym fotografią na pewno nie obce będzie krótkie acz treściwe słówko RAW. Czymże jest ten format i dlaczego jest lepszy od standardowego znanego JPEG? Już śpieszę z wyjaśnieniami lecz będą one wymagały nieco Waszej wyobraźni – tej przestrzennej i tej płaskiej 🙂

Wyobraźcie sobie teraz tort…tak tort. Może być czekoladowy, cytrynowy czy  jakikolwiek z tych o których Wasz umysł śmiał teraz zamarzyć. Powiedzmy, że ma on 10 warstw – puszysty biszkopt i słodkie ‚przekładki’. Nasz tort jest wysoki. Choć oczami widzimy jedynie jego zewnętrzną warstwę.

To właśnie to co widzimy my jest wprost tym co zapisujemy w formie JPEG.
Niejako płaski obrazek składający się z pikseli mających stałą barwę. Takie zdjęcie możemy oczywiście rozjaśniać, przyciemniać, zmieniać nasycenie jednak takie zmiany zawsze będą stratne. Tu do gry wchodzi format RAW.
Jeśli macie pod ręką swoją cyfrową lustrzankę i jeszcze nie używacie formatu RAW warto się z nim zaprzyjaźnić. Wróćmy do naszego tortu. W przeciwieństwie do JPEG’a, który był jedynie wierzchnią warstwą w pliku RAW zapisane mamy wszystko to co zapisała matryca aparatu – jest to cały grubiutki torcik wraz z białym biszkoptem i ciemnym czekoladowym kremem.

Matryca aparatu cyfrowego choć jeszcze w bardzo wielu kwestiach jest gorsza od ludzkiego wzroku – to temat na oddzielny wpis – w czasie swojej ekspozycji na światło rejestruje bardzo dużo informacji.

Podobnie jak ludzkie oko ma swoją rozpiętość tonalną – maksymalny zakres tego co potrafi jednocześnie zapisać w jasnych i ciemnych partiach obrazu.
My na zdjęciu widzimy jedynie jedną warstwę – jedną wartość każdego pojedynczego piksela. Nie świadczy to jednak o tym, że w tej danej malej kropce nie zawiera się więcej informacji. Aby je przechować potrzebujemy odpowiedniego kontenerka – tym kontenerkiem jest właśnie format RAW, który to zamiast pojedynczej warstwy widzialnego obrazu zawiera w sobie wszystkie te informacje, które matryca zarejestrowała i które potem poprzez elektronikę aparatu zostały sprowadzone do jednej widzialnej dla nas płaszczyzny na podstawie parametrów ekspozycji wyznaczonych przez nas lub przez automatykę aparatu.

Fotografowanie w formacie RAW będzie miało dla niektórych z Was pewne malutkie minusy. Po pierwsze jako nieskompresowany plik z dużo większą liczbą zamieszczonych w nim danych zajmuje więcej miejsca. To znaczy że jeśli do tej pory Wasz aparat na karcie pamięci mieścił 800 zdjęć to w formacie RAW w zależności od sprzętu jakim fotografujecie może się ich zmieścić np tylko 200-300.  Ma to oczywiście także przełożenie na przechowywanie tych zdjęć. Do plików RAW potrzebujemy także programu dzięki któremu możemy „wywołać” nasze cyfrowe negatywy jednocześnie poddając je obróbce.

Jednak plusów jest więcej i postaram się Wam je przedstawić w formie zdjęć i tego co można z nimi zrobić mając do dyspozycji plik RAW i JPEG.

Na początku tego artykułu umieściłem zdjęcie, które zostało poprawnie naświetlone i po prostu bez specjalnej obróbki zapisane.

Poniżej dwie pozostałe wersje tego zdjęcia – jedno sporo prześwietlone a drugie mocno niedoświetlone.

1/ Przy prześwietleniu zdjęcia lub jeśli w obrębie naszego kadru znajdą się bardzo jasne obiekty to tracimy bardzo dużo informacji o kolorze i detalach znajdujących się w zbyt jasnych partiach obrazu.


2/ Podobnie sytuacja ma się przy zbyt ciemnym zdjęciu. W tym wypadku tracimy informację o kolorze i detalu w cieniach.

Dzięki plikom RAW te dane możemy odzyskać bo tak na prawdę nigdy ich nie straciliśmy a jedynie nie były dla nas widoczne. Poniżej możecie zobaczyć efekt obróbki tych zdjęć Dokonanych w Adobe Lightroom. Odpowiednio dla prześwietlonego i niedoświetlonego zdjęcia.

3/ Poprawka prześwietlonego zdjęcia  Jak widać sporo detali udało się odzyskać, widoczne jest jednak przebarwienie na etykiecie szamponu mimo pracy na pliku RAW. Prześwietlenie w tym miejscu było zbyt duże dla rozpiętości tonalnej matrycy.

4/ Zdjęcie niedoświetlone nie posiada aż tak widocznej wady.

To dlatego że o wiele szerszy jest zakres tonalny matryc w stronę niedoświetlenia. Pozwala to na dużo głębsze odzyskanie informacji z ciemnych partii zdjęcia bez ich widocznej degradacji. Ta różnica będzie jeszcze bardziej widoczna w przypadku próby obróbki tych samych zdjęć jednak zrobionych oryginalnie w formacie JPEG.
5/ W przypadku prześwietlonego zdjęcia JPEG próba odzyskania tego co zniknęło w blasku kończy się „wypranymi” kolorami i zanikiem kontrastu.

6/ „Wyciągnięcie” informacji z niedoświetlenia przebiega dużo lepiej choć różnica na pewno będzie widoczna przy powiększeniu lub większym niedoświetleniu oryginalnego pliku.

Dla podsumowania powiększone wycinki zdjęć na których łatwiej zobaczyć różnice.
7\ Prześwietlone zdjęcie JPEG – warto zwrócić uwagę na srebrzystą grafikę.

8/ To samo zdjęcie – srebrzysta grafika nie zatraciła swojego blasku. Jednak prześwietlenie wykracza ponad rozpiętość tonalną matrycy – mimo to efekt jest dużo przyjemniejszy niż dla JPEG.
9/ Niedoświetlony JPEG – zauważalne dużo większe zaszumienie – szczególnie w ciemniejszych partiach

10/ To samo zdjęcie zrobione w RAW. Jak pisałem wcześniej dużo „łatwiej” odzyskać to co pozostało w cieniu.

Nasze przykładowe zdjęcie nie jest idealnym przykładem do zauważenia wielkich różnic. Zachęcam Was jednak do własnych prób i eksperymentów z różnymi ekspozycjami i tym co można w krytycznej sytuacji z nich odzyskać.
Bardzo często spotkacie się z warunkami w których w momencie wykonania zdjęcia trzeba zdecydować, którą część zdjęcia chcemy poświęcić aby inna była poprawnie wyeksponowana. Fotografując jedynie w JPEG zamykamy sobie drogę aby w późniejszej obróbce odzyskać choć cześć detali i koloru poświęconej części.

Jako przykład ekstremalnego ‚odzyskiwania’ niewidocznych w oryginalnym obrazie elementów znajdujących się w cieniu lub świetle polecam przejrzenie Internetu w poszukiwaniu zdjęć HDR. Choć to już temat na całkiem oddzielny wpis.

B.